czwartek, 19 lutego 2015

Szwajcaria p.3

Czas powrócić do postów z serii "Szwajcaria p...". Niestety od mojego wyjazdu minęło już trochę czasu i jak to bywa coraz ciężej jest mi przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia w kolejności chronologicznej.

Podczas kolejnego dnia pobytu u mojej rodziny goszczącej pogoda wciąż nas nie rozpieszczała. Dlatego moja host mum postanowiła, że pojedziemy do najsłodszego miejsca w jakim byłam- fabryki czekolady Cailler. Po zjedzeniu typowego szwajcarskiego śniadania (które nieco zmieniłam, żeby czuć się odrobinę jak w domu) zabrałyśmy ciepłe kurtki i ruszyłyśmy w trasę.


Pierwszego dnia na śniadanie dostałam chleb, mleko i... same słodkie rzeczy. Dopiero po jakimś czasie znalazły się tam też sery, twaróg czy jogurty.











Gdy weszłyśmy do fabryki opanowało mnie... przerażenie! W głównym holu było więcej ludzi niż wydawało się, że może się tam zmieścić! Ciężko było się połapać gdzie jest początek kolejki, na szczęście mojej host mum udało się dostać do kas, gdzie okazało sie iż na kolejne wejście z angielskim przewodnikiem trzeba będzie czekać około... 2 godziny. No cóż uznałyśmy, że skoro tyle czasu tutaj jechałyśmy to nie warto się poddawać. Przez czas jaki nam pozostał do rozpoczęcia zwiedzania oglądałyśmy produkty wystawione na sprzedaż oraz oglądałyśmy krótkie filmiki w sali kinowej, które były starymi reklamami  marki, lub przedstawiały krótką historię załozycieli.

Zwiedzanie było podzielone na 3 etapy, pierwszy dość teatralnie przedstawiał historię czekolady, podczas kolejnego można było zaobserwować cały proces produkcji, natomiast ostatnim była degustacja. Muszę przyznać iż wbrew pozorom najbardziej spodobał mi się etap pierwszy, był zrealizowany na prawdę pomysłowo, wydaje mi się, że podczas zwiedzania widziałam zainteresowanie nie tylko na twarzach dzieci, ale i osób dorosłych.





Po wizycie w fabryce pojechałyśmy w góry na baseny. Mam stamtąd jedno z najlepszych wspomnień, do dzisiaj kiedy zamknę oczy widzę cudowny widok jaki rozciągał się za oknem. Góry, małe domki i przepływające między nimi chmury wprowadziły mnie i dalej wprowadzają w zadumę.

Kolejnego dnia miałam przyjemność spróbować tradycyjnego szwajcarskiego dania- fondue z sera.
Jest to danie zrobione z roztopionego... sera : )

Po obiedzie wybrałam się z moją host mum do miejscowości położonej w pobliżu, Avenches. Zobaczyłyśmy tam operę oraz zwiedziłyśmy Musée Romain Avenches. 




Po wizycie w tym mieście pojechałyśmy do położonego w pobliżu toru wyścigowego dla koni. Nie przepadam za tymi zwierzętami, ale tam bardzo mi się podobało, może dlatego że lekko wkręciłam się w obstwianie wyścigów : ) Po jakimś czasie i dokładnym przeanalizowaniu wszystkich danych o zawodnikach (a byłt po francusku więc zadanie było zdecydowanie utrudnione) nawet udało mi się wygrać : )



Taki pies pilnował codziennie dobytku jak nas nie było : )



Kolejnego dnia w miejscowości, w której mieszkałam odbył się turniej gry w bulle. Było to bardzo ważne wydarzenie dla mieszkańców (serio, odkąd przyjechałam widziałam z okna jak się do niego przygotowują). Z tego co zauważyłam zeszli się prawie wszyscy, także cała rodzina goszcząca. Zostałam przedstawiona bardzo dużej ilości ludzi i co mnie najbardziej zdziwiło nie byłam przedmiotem jakiś większych plotek czy obiektem dłuższych spojrzeń... tzn. w porwaniu do podobnego zdarzenia, które miałoby miejsce w Polsce. Wszyscy byli bardzo mili, zadawali dużo pytań, chcieli pomóc we wszystkim. Poznałam pana z Włoch oraz kilku chłopaków z okolicznych wiosek, z którymi przegadałam większość czasu, ponieważ oni jako jedyni znali język angielski (jedni lepiej drudzy gorzej, ale nigdy nie wyobrażałam sobie, że będzie dla mnie taką przyjemnością w końcu porozmawiać z kimś). Co mnie zdziwiło to powszechność alkoholu... ja na miejsce przyszłam koło godziny 11 i od razu zostały mi zaproponowane drinki, piwo, wino. I tak przez cały dzień.
Co do samej gry, spodobała mi się i wręcz pozorom nie jest taka prosta. Miałam nawet możliwość zagrania i wymaga niezłej koordynacji ręka-głowa żeby dobrze rozważyć odległość i rzucić.



Do następnego!
xoxo