piątek, 10 kwietnia 2015

Szwajcaria p.5

Te wpisy traktuję już jako swego rodzaju pamiętnik. Z dnia na dzień coraz więcej informacji ucieka z mojej głowy. Staram się zapisać tutaj jak najwięcej, aby kiedyś, za parę lat móc przypomnieć sobie cały wyjazd bez problemów.

We wtorek mojego drugiego tygodnia pobytu w Szwajcarii moja host mum zaplanowała bardziej sportowy dzień. Pojechałyśmy autem pod górę Moleson. Z parkingu można dostać się na szczyt dwiema kolejkami. Rozciągą się stamtąd piękny widok na pobliskie miasteczka i jeziora. Góra ma 2002m wysokości. Wracając zjechałyśmy jedną kolejką, natomiast pozostałą drogę preszłyśmy pieszo. Mimo zmęczenia byłam bardzo zadowolona, pogoda w końcu dopisywała!








 
 

Po wyczerpującej wędrówce pojechałyśmy do muzeum sera Gruyere.

Oraz miasteczka Gruyeres. Miejsce oprócz produkcji sera słynie również z zamku Gruyeres.






W środę ponieważ pogoda wyjątkowo dopisywała pojechałyśmy nad jezioro (czasami mam wrażenie, że krajobraz Szwajcarii to tylko jeziora i góry, oczywiście jest ono mylne, gdyż kraj ten oferuje o wiele więcej). Najpierw przeszłyśmy się wokół jeziora, co zajęło około 2h, a następnie zjadłyśmy pyszne lody w jednej z restauracji na jego brzegu.









Następny dzień spędziłam w towarzystwie kolegi jednego z moich host bro, Aarno. Razem pojechaliśmy jego autem do Lozanny. Niestety, dziwnym trafem, nie mam z tego dnia żadnych zdjęć, czego baaaardzo żałuję. Miasto jest przepiękne, łączy w sobie to co najbardziej lubię czyli historię przejawiającą się w starych budynkach, krętych uliczkach, pomieszaną z nowoczesnością (nowsze dzielnice miasta, metro) oraz wodę- w jakiejkolwiek postaci, w tym przypadku jezioro Genewskie. Zaparkowaliśmy auto w jednym z parkingów podziemnych i spacerem udaliśmy się w stronę jeziora. Okazało się, że droga jest dość długą wiec zdecydowaliśmy się podjechać parę przystanków metrem. Po drodze mój towarzysz pokazał mi budynek uniwersytetu na którym zaczynał wkrótce zajęcia. Po dotarciu na miejsce znaleźliśmy wolną ławkę i zaczęliśmy rozmawiać, o Szwajcarii, Polsce, różnicach między tymi dwoma państwami, o podróżach. Dowiedziałam się, że góry które są na przeciwko nas należą już do Francji! Po jakimś czasie ruszyliśmy w drogę powrotną gdyż chcieliśmy odwiedzić jeszcze jedno miejsce, a było to małe miasteczko, położone na zboczach góry, na której uprawiana jest winorośl (rejon ten słynie bowiem z produkcji wina). Cały wypad uważam za bardzo udany.

W piątek pojechałam z host mum na rejs po jeziorze Neuchatel. Następnie zwiedziłyśmy jedno z miasteczek położonych na jego brzegu- Neuchatel. Może względu na to, że poprzedni dzień spędziłam w Lozannie, która wywarła na mnie ogromne wrażenie, miasteczko to nie zaparło we mnie tchu ;) Mimo to bardzo miło spędziłam tam czas.




 
Wieczorem razem z Manon i host mum pojechałyśy zagrać w mini golfa. Oczywiście dziecko, które jeszcze nie potrafi ustać na nogach nie grało : )
W sobotę, ostatni dzień mojego pobytu u host family, a w dodatku w dzień moich urodzin, wstałam bardzo wcześnie gdyż w pobliskim miasteczku, położonym nad wspomnianym wcześniej jeziorem Neuchatel, odbywał się jarmark. Całe wydarzenie w sumie niczym nie różniło się od jarmarków w Polsce, stało tam pełno budek oferujących rękodzieło, casy na telefon, różne jedzenie czy zabawki dla dzieci. Po powrocie do domu dokończyłam pakowanie, a następnie wszyscy udaliśmy się do restauracji na obiad. Znalazło się tam około 12 osób, także atmosfera była bardzo zabawna. Wszyscy rozmawiali, śmiali się i dowcipkowali. W trakcie obiadu przyjechali do nas Claire z USA, Karoliina z Finlandii oraz Stanislav z Białorusi, ponieważ moja host mum miała nas wszystkich zawieść na miejsce obozu. Po ich przyjeździe zostałam zaskoczona niespodzianką urodzinową- wielkim tortem ze świeczkami : ) Bardzo miły gest, który ogromnie mnie wzruszył, do dziś wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Po obiedzie spakowaliśmy się wszyscy do auta, pożegnałam się ze wszystkimi, którzy przez całe dwa tygodnie starali się aby mój pobyt w Szwajcarii był niezapomniany i ruszyłam w dalsza podróż!

Tutaj kończy się moja przygoda dotycząca pobyt u host family, a zaczyna druga się część związana z obozem, którą podzielę się z Wami w kolejnych postach.

xoxo

ps. Czy u Was też jest taka ładna pogoda? Ja piszę tego posta siedząc na balkonie i grzejąc się w promieniach popołudniowego słońca : )

niedziela, 1 marca 2015

Szwajcaria p.4

Kolejnego dnia wybrałam się z moją host mum na wycieczkę po okolicznych jeziorach i  miejscowościach.


Ja i kolory lata : )
Po południu upiekłyśmy razem jabłecznik : ) Kilka dni wcześniej host mum zapytała mnie jakie ciasto jem w domu, zdecydowałam się na takie, które piekłam już kilka razy i miałam pewność, że wyjdzie.
Ciasto przygotowałyśmy z myślą o niedzielnym oglądaniu finału mistrzostw świata w piłce nożnej.

Wieczorem odpoczywałam przed telewizorem, oglądając mecz.

Kolejnego dnia pojechałam oglądać finał mistrzostw na farmę kurczaków. Zjechało się tam wielu znajomych mojej host family. Poznałam przemiłych ludzi, którzy właśnie wrócili ze Stanów i przeprowadzają się do Zurychu. Najpierw zjedliśmy obiad, przygotowany przez wszystkich cżłonków tego zgromadzenia. Muszę powiedzieć, że bardzo spodobała mi się inicjatywa, było bardzo przyjemnie, swojsko, wszyscy byli mili i sympatycznie nastawieni. Po obiedzie przyszła kolej na deser i trunki. Zostałam poczęstowana winem domowej roboty, które jednak nie przypadło mi do gustu.

 W poniedziałek pojechałam zwiedzić miasto Fryburg. Wywarło na mnie pozytywne wrażenie, chyba jedno z najurokliwszych miejsc jakie odwiedziłam w Szwajcarii.









Tego dnia pogoda dopisała więc zdecydowałam się na ubranie sukienki : )

Ktoś się tu obraził i nie chciał iść dalej :)
Wieczorem ponownie wybrałam się na zajęcia zumby : )


xoxo